Dom zły, czyli festiwal brzydoty

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Drugi film reżysera "Wesela" dał na siebie czekać dość długo, bo aż 5 lat. Za to kiedy już się pokazał, z miejsca przebojem wdarł się na festiwal w Gdyni (nagrody za scenariusz i reżyserię) oraz podbił serca publiczności na 25 Warszawskim Festiwalu Filmowym. Złote Lwy, przyznawane w uznaniu za rzemiosło, faktycznie się Smarzowskiemu należą. Jednakże sporą zagadką dla mnie pozostaje, co takiego widzowie z Warszawy, mający przecież spory wybór, zobaczyli szczególnie miłego w tym makabrycznym widowisku. Być może właściwą odpowiedzą jest "siebie", ale wolałabym jakąś alternatywną opcję - tych ludzi spotykam bądź co bądź w tramwajach...

Muszę zaznaczyć (bo pewnie nie da się tego wywnioskować z pierwszego akapitu), że moja opinia o "Domu złym" jest raczej pozytywna. Przepadam za strasznymi historiami, lubię też zagadki - a w tym filmie jest sporo jednego i drugiego. Powiedziałabym nawet, że dwa razy więcej niż zwykle, gdyż opowieść rozgrywa się na dwóch planach. Pierwszy z nich dotyczy historii zootechnika Środonia, który spędza mocno zakrapianą noc u małżeństwa Dziabasów. Drugi - to milicyjne śledztwo. Najwyraźniej podczas libacji (albo po niej, to się wyjaśni) stało cię coś okropnego i teraz trzęsący się ze strachu Środoń oprowadza przedstawicieli władzy po upiornie pustym obejściu Dziabasów, wspominając minione wypadki. Im dłużej Środoń wspomina, tym bardziej oczywistym się staje, że milicjanci w coś z nim pogrywają. A kiedy się okaże w co... wtedy będzie już za późno.


Dziabas (Dziędziel) i Środoń (Jakubik) - osoby krwawego dramatu

Wątki kryminalne przeplatają się z obyczajowymi i politycznymi (mamy przecież PRL) - wszystko to podane jest w sosie własnym, stanowiącym mieszankę brudu, krwi i alkoholu. Milicjanci na służbie wlewają w siebie litry wódki a prokurator przyjeżdża na miejsce zbrodni w ogóle niezdatny do użytku, póki nie dostanie klina. Jedyny sprawiedliwy, porucznik Mróz, który, co dziwne, nie pije, też ma nieco za uszami. Środoń i Dziabasowie to postaci z gruntu ohydne. Nie ma się właściwie na kim oprzeć, żeby w tej gnojówce nie utonąć. Tonie się zatem, ale się ogląda, bo chce się poznać zakończenie historii.

Scenariusz "Domu złego" jest naprawdę intrygujący i skonstruowany z precyzją - w dużym stopniu rekompensuje festiwal turpizmu, który serwuje nam Smarzowski. Widać też, iż reżyser postarał się, by tego filmu nie zepsuć - chociaż trafiają się sceny wręcz idiotyczne, takie jak reanimacja żony Środonia, podczas której bohaterowie dramatu biegają w kółko wrzeszcząc "kurwa". Mimo wszystko gdyby strona techniczna była na właściwym poziomie, dostalibyśmy może i ciężkostrawną, ale zdecydowanie wartościową produkcję. Niestety nawet w porównaniu z drugim tegorocznym zwycięzcą z Gdyni "Rewersem" (z litości nie wspominam o kinie światowym), "Dom zły" prezentuje się pod tym kątem żenująco - warsztat rodem z produkcji telewizyjnych, do tego fatalny dźwięk i żałosny w swym niskim budżecie wybuch stodoły. Chyba tylko nazwisko reżysera zadecydowało o tym, że w ogóle wpuszczono ten film do kin.

Powytrząsawszy się należycie, ponownie podkreślę, że mi się "Dom zły" podobał, czy też raczej - wciągnął mnie i przeraził. Zdecydowanie nie jest to film tej klasy co "Fargo", do którego górnolotnie w swojej recenzji nawiązał Sobolewski. Podejrzewam, że nawet nie mógłby być. Ale temu, kto lubi ciary latające po plecach, a do tego niestraszni mu degeneraci, bimbrownicy oraz teatr telewizji - polecam.

Post scriptum: Po raczej zażartej dyskusji z Negrinem muszę chyba odszczekać część zarzutów co do technikaliów, a w każdym razie nie potępiać ich w czambuł. Zdecydowanie należy się ukłon za świetny montaż (nie napisałam o tym w notce) - kawał dobrej roboty, wzmagający nastrój grozy i niepokoju. Na muzykę i zdjęcia powybrzydzam w dalszym ciągu - obie te rzeczy były znacznie lepsze w "Rewersie". Scenariusz i reżyseria (przydługa reanimacja może faktycznie była świadomym zabiegiem) ponad przeciętną.

Zwiastun:

Super recenzja, jak tylko będę w kraju biegnę czym prędzej na Rewers i Dom Zły!

A w porównaniu z Weselem, technicznie jest lepiej czy gorzej? Ja chyba nie zwracam aż tak dużej uwagi na takie sprawy, o ile scenariusz i aktorstwo jest pierwszej klasy, więc sądzę, że film bardzo mi się spodoba.

Koniecznie idź, ciekawość jak się spodobają. :)

A w porównaniu z "Weselem" to nie wiem, było na ekranach akurat wtedy, kiedy miałam fazę kontestacji kina polskiego. :) Aktorstwu nie można wiele zarzucić - Sobolewski zachwyca się Dziędzielem i Topą (porucznik Mróz).

Zaraz, zaraz... Strona techniczna "Domu złego"... żenująca? O co kaman? Naprawdę nie rozumiem...

A scena reanimacji żony Środonia z początku filmu jest świetna. Idiotyczna? Nie daj Boże. Groteskowa? Tak, oczywiście! A przy tym w tej swojej (tragi)komicznej groteskowości bardzo realna.

"Dom zły" oglądałam na WFF jako kolejny film z rzędu i zanim którykolwiek z aktorów się odezwał, już było wiadomo, że to polskie. Może to jest po prostu styl Smarzowskiego, te nieciekawe zdjęcia (poza plenerem przed chatą ewentualnie) i żadna ścieżka dźwiękowa (a i wtedy nie zawsze słychać co się mówi). Ale to nie porównujmy tego filmu do "Fargo", które to wszystko ma na znacznie wyższym poziomie. Zapewne - prawie na pewno nawet - przesadzam, bo tak czy inaczej "Dom zły" to dobry film, ale zanim mnie wciągnął, wkurzałam się przez ładne kilkanaście minut stylistyką a la niskobudżetowa produkcja TV. A nie miałam racji?

Scena reanimacji jest dla mnie za długa. Pomysł z barszczem to delicja, bardzo zaskakujący. Tylko że ja naprawdę nie potrzebuję tyle czasu, ile trwa reanimacja, żeby się otrząsnąć. Tyle czasu potrzebuję, żeby się już zacząć zastanawiać, kiedy to się wreszcie skończy. Mogło być znakomicie, a było tylko denerwująco.

Chyba oglądanie kilku filmów z rzędu nie jest najlepszym pomysłem. Scena reanimacji jest kapitalna. Bardzo dobre zdjęcia.

Przypomnę tylko, że za te "nieciekawe zdjęcia" Dom zły dostał drugą nagrodę na tegorocznym Camerimage.

Cóż mogę powiedzieć. Ode mnie by nie dostał. ;)

No nie wiem, widziałem niejeden polski film dużo bardziej teatrotelewizyjny od DZ. Owszem, co do kamery się zgadza, ale to tyle. A ścieżka żadna? Fakt, muzyki jest niedużo, ale kiedy już jest, to robi swoje.

Co do sceny reanimacji, to jestem przekonany, że jest długa (ale nie taka znowu!) celowo. Już na wstępie specyficznie nastraja widza.

No, ale nie chodzi o to, żeby był mniej teatrotelewizyjny, tylko żeby nie był wcale. To jakaś dziwna maniera, której wyjątkowo nie lubię i uważam, że nie należy tego wpuszczać do kina.

Nie widziałam wcześniej "Wesela" i Smarzowski nie miał u mnie marki reżysera, który cokolwiek umie. Wyrobił ją sobie "Domem złym" i faktycznie mogę się zgodzić, że scena z żoną była nakręcona świadomie. Ale w trakcie projekcji na myśl o tym, że reszta filmu może być taka sama jak ten fragment, robiło mi się słabo i jeśli to miał być ten nastrój o który chodziło, no to się udało. ;P

Ale ja naprawdę za bardzo nie rozumiem, co masz na myśli z tym teatrem. Że dzieje się (też nie do końca) w jednej przestrzeni? Bo nie wiem. Dialogi są żywe, autentyczne... Jeśli - jak mówisz - "nie zawsze słychać, co się mówi", to przecież również nie jest cecha teatralna. Owszem, częściowo można to zrzucić na karb złego udźwiękowienia (choć ja tego nie odnotowałem), ale przede wszystkim realistyczna, czyli nieraz niewyraźna dykcja to antyteza dykcji "teatralnej". Więc osso chossi? :) Wiem, zapewne napiszesz, że to ciężko zdefiniować - i rozumiem to. Widzę to często w polskim kinie, ale nie tym razem.

Dialogom nie mogę nic zarzucić, bardzo soczyste są.

Ciężko zdefiniować, nie żebym nie próbowała, bo mnie to zawsze rozbija i nastawia na "nie", Może chodzi o światło, akustykę, może o pracę kamery. Sceny dzienne w plenerach wyglądały jak się należy, reszta byle jak. Może kiedyś uda mi się określić o co dokładnie chodzi, a na dzień dzisiejszy to moja subiektywna opinia: "Dom zły" jest dla mnie nieestetyczny i nie chodzi wcale o wszechobecny brud. Chyba erratę do notki napiszę...

Zdjęcia nocne, w deszczu na pewno nie są w tym filmie bylejakie:). Smarzowski to dla mnie wielki reżyser, który trafnie pokazuje bolączki narodowe. Ma swój własny styl, jak Koterski. Proponuję obejrzeć jeden z najlepszych polskich filmów dekady "Wesele", który na pewno nie jest komedią.

"Wesele" już wylądowało na wishliście :)

Nie za bardzo rozumiem tę recenzję, z jednej strony Twoje słowa sugerują, że nie jest to "wartościowa produkcja", z drugiej dużo pochlebnych słów... Mnie zdjęcia bardzo się podobały, cały film wydaje mi się być na bardzo wysokim poziomie artystycznym. Niski czy wysoki budżet średnio mnie interesuje, zazwyczaj wyskobudżetowe filmy to największa chała. Upraszczając - w takim rodzaju filmów, nie chodzi o to, jak stodoła wybucha, ale raczej, że w ogóle wybucha...

Uważam, że "Dom zły" jest dobrym filmem, ale nie lubię, kiedy postaci wypadają mi nagle z kadru, bo kąt jest wąski a głowny bohater wybrał akurat ten moment, by przewrócić się pijany na podłogę. Same kadry bywają piękne i plastycznie interesujące, ale operatorka jakoś mi nie podeszła. Wiekszość zarzutów wycofałam zresztą w post scriptum po obejrzeniu filmu jeszcze raz.

Odnosząc się do kwestii budżetowych w ogóle ("Dom zły" chwilowo zostawiam) - nie toleruję filmów, w których widać, że oszczędzano na realizacji. Nie obchodzi mnie w najmniejszym stopniu, ile kto ma pieniędzy na film i czy jest on ambitny, czy nie. Jeśli ktoś nie potrafi sobie poradzić z tym, co ma do dyspozycji, tak by film wyglądał należycie, to znaczy że powinien iść zamiatać ulice.

Jeśli Smarzowski ma zamiatać ulicę, to ja mu chętnie będę trzymać szufelkę albo pleść miotły ;)

Dodaj komentarz