Labirynt we śnie

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Wyczekiwany najnowszy film Christophera Nolana to dzieło znakomitego profesjonalisty. Bardzo złożony, nowatorski scenariusz i doskonały poziom realizacji plasują "Incepcję" wysoko na liście nie tylko filmów science-fiction z ostatnich lat, ale też reprezentantów tego gatunku w ogóle. Majstersztyk? Niewątpliwie. Arcydzieło? Jak dla mnie jeszcze nie.

Leonardo DiCaprio jako Cobb

Bohaterem "Incepcji" jest Cobb - profesjonalny złodziej sekretów, który wykrada informacje wprost z głów ludzi, wykorzystując sny. Poznajemy go, gdy wpada w kłopoty - właśnie zawalił zlecenie i musi salwować się ucieczką, prawdopodobnie na kilka lat. Dręczy go jednak myśl o rozłące z dziećmi. Dlatego gdy na jego drodze pojawia się japoński biznesmen z niebotycznie trudnym zadaniem, oferujący mu jako zapłatę bezpieczny powrót do domu, nie zastanawia się długo i zaczyna zbierać zespół.

Na poziomie podstawowym "Incepcja" jest zatem niemożliwie klasyczną opowieścią o przestępcy, który decyduje się na ostatnie zlecenie. Jednak cała skomplikowana mechanika kierująca włamaniem do snu czyni ten schemat niespodziewanie świeżym. Zadanie Cobba nie polega tym razem na kradzieży. Przeciwnie, musi on zaszczepić "obiektowi" pomysł i czeka go prawdziwie koronkowa robota, w czasie której musi on sprostać nie tylko obiektywnym trudnościom, ale również rozprawić się z własnym mrocznym sekretem.

Nie mogę napisać ani słowa więcej w obawie przed spojlerami. Nie omieszkam tylko jeszcze raz podkreślić, że scenariusz, który Nolan pisał ponoć przez 10 lat, jest bardzo skomplikowany i warto uważnie śledzić akcję. Po projekcji i tak powstanie zapewne wiele wątpliwości co do szczegółów. Przy całym swoim zagmatwaniu jest "Incepcja" jednak filmem akcji, trzymającym w napięciu, szybkim i świetnie zmontowanym. Wspaniała scenografia w beżach, szarościach i błękitach, świetne efekty specjalne i znakomita muzyka Hansa Zimmera dopełniają obrazu całości. "Incepcja" jest bardzo efektownym widowiskiem z porządnym adrenalinowym kopem i oryginalną, nietuzinkową fabułą.

Czy są wady? Nie jest mi łatwo zdefiniować, dlaczego nie oszalałam na punkcie tego filmu. Zawsze lubiłam klimaty dickowskie, a nie da się zaprzeczyć, że Philip K. Dick byłby prawdopodobnie "Incepcją" zafascynowany. Być może zabrakło mi czegoś, co przyciągało mnie z ogromną siłą w poprzednich filmach Nolana - szczypty tajemnicy jak w "Prestiżu" lub anarchii jak w "Mrocznym rycerzu". Zakończenie, które dodaje do całej historii kolejną warstwę znaczeń to znakomity pomysł, ale jednak całość pozostawia trudny do określenia niedosyt. W "Incepcji" brak trochę jakiejś realnej emocjonalnej ambiwalencji, tak naprawdę kibicujemy po trosze wszystkim - Cobbowi, bo jest głównym bohaterem, "obiektowi", bo jest ofiarą. Wszystko to jest bardzo pozytywne, ale jak dowodzi historia kinematografii, nie ma to jak porządny demoniczny przeciwnik.

Nolan jest niewątpliwie perfekcjonistą, jego umiejętności można porównać do sprawności dyrygenta wielkiej orkiestry symfonicznej, bo tego wymaga nakręcenie tak miażdżącego widowiska. Potrafi też jak mało kto dobrać obsadę - ma swoich ulubieńców, ale jest bardzo elastyczny. W "Incepcji" powracają zatem Michael Caine (wcześniej w "Prestiżu" i filmach o Batmanie) oraz Cillian Murphy (Scarecrow z "Batman Beigins"), ale pojawia się też Marion Cotillard, znana m.in. z "Wrogów publicznych". Mimo tych wszystkich zalet bardziej cenię Nolana jako autora scenariusza do "Incepcji" niż jej reżysera. Koncepcja fabularna jest nowatorska, reżyseria zaś doskonale profesjonalna, ale nieco pozbawiona indywidualności. Gdyby ten scenariusz dostał do realizacji James Cameron, ostateczny kształt filmu byłby prawdopodobnie zbliżony.

Wszystkie te zastrzeżenia robią prawdopodobnie wrażenie czepialstwa. Jestem z niego powszechnie znana i hurtem przyjmuję wszystkie zarzuty tego typu. "Incepcja" to naprawdę kawał porządnego kina, które bez trudu olśni niejednego widza. W dobie bezpiecznych wyborów, sequeli, prequeli i remake'ów Nolan to jeden z nielicznych twórców kina rozrywkowego, którzy rzucają się od czasu do czasu na głęboką wodę i robią coś nowego, a do tego dysponują porządnym budżetem. Życzę mu tylko i aż tego, by robił to dalej i z równym powodzeniem jak dotychczas.

Zwiastun:

Nolan znowu pokazał swój geniusz. Bay powinien zapisać się do niego na korepetycje z reżyserii. Film zupełnie inny tematycznie i stylistycznie od Dark knighta ( tej anarhii również mi w nim brakowało, ale pewnie nie pasowałaby do koncepcji, a to co zrobił tam śp Ledger jest nie do opisania ). Liczyłem jednak na trochę mroczniejszy klimat i trochę nocnych scen, w których ten reżyser tak dobrze się czuje.

Z pewnością nie mogę odmówić Nolanowi kunsztu technicznego, ciekawych pomysłów i koncepcji, ale oglądając Incepcję, a wcześniej Memento (pozostałych jego filmów nie widziałem) miałem ciągle wrażenie, że Nolan tworzy swoje kino niejako dla siebie i pozwala nam, widzom, tylko patrzeć na to jak on się dobrze bawi, jakie ma świetne pomysły i jak jest bezkreśnie kreatywny. Innymi słowy, bardziej dosadnie, Nolan swoimi filmami zadowala tylko siebie, a nie widza, który zostaje z uczuciem niespełnienia po seansie. Pod tym względem dzieli go przepaść od np. Tarantino, którego filmy "robią laskę" widzowi aż miło ;)

Koniecznie nadrób zaległości ( przynajmniej Batman Begins i Dark knight są obowiązkowe ), bo Memento to nie jest film, który reprezentuje jego twórczość. Wyniki finansowe udowadniają, że nie robi filmów dla siebie. Tarantino to zupełnie inna para kaloszy. Obaj są fachowcami w innych dziedzinach.

Ofermo, obejrzyj proszę "Prestiż" i daj znać jak tam zadowolenie :) Nie widziałam jeszcze Memento, ale jak dotąd "Prestiż" to mój osobisty nolanowy debeściak.

@Esme, @Umbrin, na pewno nadrobię zaległości i mam sporą nadzieję na "polubienie" Nolana.
Umbrin, w kwestii robienia filmów dla siebie to była to raczej przenośnia niż dosłowność. CHodziło mi o to, że i Memento i Incepcja były dla mnie takimi filmami do popatrzenia, nie do przeżywania. Oczywiście jest to moje zupełnie osobiste odczucie.

No, to kto ze mną chce iść? ;)

Esme, nie powiedziałbym, że się czepiasz. Raczej jesteś bardzo łaskawa. Owszem Nolan stworzył bardzo sprawną opowieść szkatułkową, wszystko gra jak w zegarku. Zakończenie jest podobno zaskakujące, choć dla mnie było oczywiste (ale pewnie dlatego, że znam Nolana, więc od razu zakładam przewrotność).

Tyle tylko, że niestety jest to film stworzony dla amerykańskiego widza. Mamy pogonie, mamy wybuchy, mamy strzelaniny. Mamy obowiązkowo rodzinę. Mamy odrobinę humoru. Nie czepiałbym się, ale zabrakło mi w tym filmie... wyobraźni. Co to za sny??!! Ja mam co drugi wieczór barwniejsze. Jeśli Nolan śni w ten sposób, to ja mu szczerze współczuję.

Za dużo matematyki, za mało fantazji.

Rzecz jest bardzo prosta. Sny do kradzieży i incepcji to nie są normalne sny. To są sny-pułapki. Są od początku do końca świadomie zaprojektowane przez architekta i mają w miarę możliwości przypominać rzeczywistość z paroma freudowskimi akcentami. W "Incepcji" nie ma chyba ani jednego "normalnego" snu, bo nawet sny Cobba to są sny kogoś, kto był kiedyś architektem.

Jest tam jedna scena, w której Ariadna próbuje szaleć i robi "kanapkę" z jezdni. Natychmiast dostaje ochrzan od Cobba. Znaczy - Nolan nie wyklucza istnienia takich "odjechanych" snów, po prostu ogranicza akcję do logicznych struktur.

Poza może limbo, tu można było zrobić jakieś cuda.

Nie mówiąc o tym, że nie wiem, jak Wy, ale ja miewam czasem takie sny "po bożemu" - ba, i takie żywcem wyjęte z filmów akcji również. I generalnie kopię w nich tyłki! :>

A mi się przypomniał sen kumpla, który mi niedawno opowiadał. Śniło mu się, że jest weterynarzem i pacjent-koń mu się powiesił ;)

@Esme
Teraz rozumiem. Sny-pułapki to muszą być strzelanki, bo przecież Hollywood jest "fabryką snów". Wszystko już jasne ;P

Przeczytaj spoilery +

I jeszcze jedno. Nie ma takiego słowa w języku polskim jak "incepcja". Błagam Esme, nie używaj go (chyba że podajesz nieszczęsny tytuł filmu).

A jak w "Matriksie" kopią tyłki to w porządku jest? Są hakerami, mogliby robić cuda w wirtualnej rzeczywistości i ograniczają się do latania i superszybkich ciosów w szczękę. I nikt nie narzeka na zmarnowany potencjał a Doktor Pueblo ocenia na 8. ;P

OK, coś wymyślę na miejsce "incepcji", zobaczę czy pójdzie mi lepiej niż tłumaczom tytułu. :)

A to mnie zaskoczyłaś, że dałem 8. Muszę koniecznie poprawić na 9! Bo Matrix to jednak dwie klasy wyżej.

Po pierwsze ze względu na warstwę wizualną. Wachowscy wymyślili tu patenty, które były potem kopiowane i parodiowane (jak scena z Trinity zamrożoną w wyskoku, którą objeżdża kamera). U Nolana niczego takiego nie ma.

Po drugie ze względu na niegłupi pomysł. Dużo bardziej wkręcający i ciekawy filozoficznie niż u Nolana. Powiedzenie, że "żyjemy w matrixie" weszło do języka potocznego. Ja oczywiście wiem, że to siódma woda po Lemowym kisielu, ale w kinie tego pomysłu jeszcze nikt nie wykorzystał.

Oczywiście kolejna część była znacznie gorsza, a ostatnia wręcz fatalna.

P.S. Już podniosłem Matrixowi na 9. Dzięki za zwrócenie uwagi :)

Tak, oczywiście Matrix był nowatorski (pamiętam, jakie ogromne wrażenie zrobiły na mnie zwiastuny!) i narobił sporo fermentu w kulturze popularnej. Queer napisała, że miał swoją filozofię i to prawda. I prawdą jest też, że tego nie było u Nolana. A jeśli było, to znacznie mniej wyeksponowane. Chyba też muszę podnieść do 9. :)

Ale i tak upieram się, że walczyć z systemem można było za pomocą czegoś bardziej oryginalnego niż kung-fu.

Oczywiście, że można było. I w tym rzecz: Wachowscy chcieli zrobić film kung-fu oklejony cyberpunkiem, (pseudo)filozofią i całą resztą, a Nolan - film o napadzie oklejonym całą tą kombinacją i (pseudo)psychoanalizą. Bo jeden i drugi film to są hollywoodzkie filmy rozrywkowe - i to nie jest zarzut, tylko stwierdzenie.

Niby tak, ale Matrix miał chyba wpływ na kulturę, o którym Incepcja może tylko pomarzyć. Może chodzi o to, że Wachowscy trafili w moment, kiedy temat VR był gorący i było zapotrzebowanie na pewną terminologię i pewne wątki filozoficzne.

Och, i jeszcze wizualnie był całe lata świetlne od wcześniejszych produkcji tego typu. To ma jednak pewien wpływ na odbiór, człowiek myśli że widzi coś rewolucyjnego i świeżego, i wychodzi z kina nawrócony na Matrix. :)

Nie ma takiego słowa w języku polskim jak "incepcja". Błagam Esme, nie używaj go (chyba że podajesz nieszczęsny tytuł filmu).

Już istnieje. "Hiperprzestrzeń" też kiedyś nie istniało :)

A co znaczy? :)

To filmu nie oglądałeś? :P

A tak całkiem serio: w oderwaniu od filmu rzeczywiście można się zżymać. Ale to słowo dobrze się zachowuje w języku polskim, bo analogicznych zapożyczeń mamy całe mnóstwo, a do tego świetnie działa w kontekście filmu, bo tutaj jest to praktycznie rzecz biorąc termin techniczny. I jako taki desperacko potrzebuje fajnej nazwy. Do tego mamy dobrze brzmiącą parę ekstrakcja-incepcja. Nie no, jest okej, serio :)

Szczerze? Dużo gorszy jest "Matrix". Do dziś uważam, że uratował się od przetłumaczenia tylko dlatego, że "x" jest cool, a w tamtych czasach to już w ogóle :)

Czesi też doszli do podobnych wniosków - w czasie gdy grali go w kinach znajoma trafiła na billboard "Co je Matrix?" :)

No nie wiem. A czemu nie np. "Iniekcja"? Znaczy w miarę to co trzeba (wstrzyknięcie), jest słowem istniejącym w języku polskim i też się dobrze komponuje z "ekstrakcja". Nawet chyba lepiej :P

Sprawdziłem sobie dziś w słowniczkach sieciowych, że "inception" to źródło, początek, pierwotna przyczyna czegoś. Z sensownych propozycji tłumaczenia "Iniekcja" mnie osobiście bawi, ale "Ziarno" byłoby chyba jeszcze bardziej cool. =}

Na "Iniekcję" trochę chichotam, a "Ziarno" to dla mnie religijny program dla dzieci, na który zdarzało mi się trafiać w soboty rano, gdyż poprzedzał coś fajnego. :)

Słuszne skojarzenie. =}

Dodaj komentarz