Mocna jest miłość jak śmierć

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Historia masowego opętania urszulanek z klasztoru w Loudun, która posłużyła Iwaszkiewiczowi za kanwę "Matki Joanny od Aniołów", to wstrząsający przypadek procesu o czarodziejstwo, w którym mniszki odegrały rolę świadków. Ojciec Grandier (książkowy Garniec), mężczyzna ponoć wielce przystojny, miał ponieść winę za sprowadzenie na nie demonów. Po procesie, w którym nie szczędzono mu tortur, duchowny został spalony na stosie. Pisarza nie interesują jednak polowania na czarownice, tak samo smutne i banalne w całej Europie - opowieść rozpoczyna się, gdy już tylko poczerniałe drewno stosu i karczemne plotki świadczą o dramacie, który miał miejsce w okolicach klasztoru. Książka, a za nią i film, to skromna historia dwojga ludzi - opętanej przeoryszy i egzorcysty, który pragnie wypędzić z niej diabła.
Lucyna Winnicka jako Matka Joanna od Aniołów

Kiedy szczupły, uduchowiony ksiądz Suryn przybywa do karczmy przy klasztorze, rozlegają się dzwony. To sygnał dla podróżnych zagubionych w lesie, dźwięczny kontrapunkt dla żałosnego stanu mniszek, których dusze błądzą w ciemnościach. Wydaje się, że ośrodkiem demonicznych igraszek jest przeorysza, zwana Matką Joanną od Aniołów, która z pewną dumą opisuje Surynowi liczne diabły zamieszkujące jej ciało. Publiczne egzorcyzmy, siejące zgorszenie wśród ludności, nie skutkują - mniszki pierzchają w panice przed święconą wodą, przeorysza bluźni i wije się słysząc łacińskie zaklęcia. Ksiądz postanawia zatem odizolować Joannę. Spędza z nią wiele czasu sam na sam, modląc się i rozmawiając. Nie znając spraw tego świata, nie potrafi rozpoznać miłości, która go stopniowo ogarnia.

Wspaniałe są tu szkice osobowości głównych bohaterów, wspaniale zbudowane emocjonalne napięcie. Obleczona w jasny habit Joanna o niezwykłych oczach, z których przeziera już to uduchowienie, już to szaleństwo, jest pełna namiętności i ambicji, które prowadzą ją na drogę upadku. Nie potrafi pokornie zgiąć karku, pragnie świętości - a jeśli ta jest nieosiągalna, choćby pierwszeństwa wśród opętanych. Odziany na czarno Suryn, rycerz Boga, wpada w szatańską pułapkę , schwytany w sieć uplecioną z własnych szlachetnych intencji. Miłość, którą darzy Joannę, prowadzi go do bezmiaru poświęcenia i bezmiaru grzechu. Demony to przecież nic innego, jak upadłe anioły, które niegdyś nie znały niczego poza chwałą niebios.

Bez wątpliwości film Kawalerowicza, stosunkowo wierna adaptacja, zawdzięcza bardzo wiele znakomitej prozie. Ale potrafi zachwycić także na poziomie czysto wizualnym - świetna choreografia i surowe, ale majestatyczne zdjęcia, interesująca gra cieni i luster symbolizująca obecność sił diabelskich, spotkanie z żydowskim rabinem oglądane oczyma obu rozmówców... długo można by jeszcze wymieniać. "Matka Joanna" to ujmujący pokaz reżyserskiej błyskotliwości, doceniony zresztą na festiwalu w Cannes. Trudno również przecenić elektryzujący popis aktorstwa w wykonaniu Lucyny Winnickiej - jej talent nadał postaci Matki Joanny wiarygodność i charyzmę.

Cyfrowa rekonstrukcja pod okiem autora zdjęć (tak się jakoś składa, że są oni bardziej żywotni niż reżyserowie), nie przyniosła tak spektakularnych efektów jak w przypadku "Sanatorium pod klepsydrą", jednak przyniosła ze sobą znaczną poprawę jakości. Bardzo się cieszę, że wybrano ten film. Z pewnością zasługuje on na odświeżenie i przypomnienie szerszej publiczności w równym stopniu, co pozostałe odnowione arcydzieła.

Zwiastun:

W tym miejscu wspomniałbym, że o ile film, dzięki pięknie i swobodnie prowadzonej narracji jak i bardzo 'ludzkich' postaciach, może być źródłem wyszukanej przyjemności u wyrobionego widza, to nie da się ukryć, że jest ciężki - zdecydowanie nie dla zmęczonych, najlepiej obejrzeć w grupie lub w kinie. Inaczej, niczym Pasolini, może ululać do snu.

P.S. Do komentarza sprowokował mnie tytuł: skąd oryginalnie jest cytat? Czy może nie istnieje jedno źródło?

Ja się tu zupełnie nie zgodzę. Jest wiele filmów na których przysypiałem, a mimo to wystawiłem im dobre oceny, ale akurat "Matka Joanna..." trzymała mnie w napięciu do końca, mimo że oglądałem ją w domu, na DVD (co ciekawe, bez problemu dostępnym w internetowej wypożyczalni w Wielkiej Brytanii, jak inne filmy naszych starych mistrzów typu Munk, Has czy Wajda).

Tak mi się też coś zdawało, że to jest skądś. I znalazłam! Nie było to bardzo łatwe. "Pieśń nad pieśniami", część ósma. Dokładny cytat wg Biblii Gdańskiej:

albowiem miłość mocna jest jako śmierć, twarda jako grób zawistna miłość

Aż mi głupio - trochę wstyd nie znać.

Żeby znać całą Biblię na wyrywki, trzeba być prawdziwym hardkorem :)

Całą to nie, ale Pieśń nad Pieśniami, obok Apokalipsy Św Jana i może jeszcze Hioba to jednak kanon literatury w naszym kręgu kulturowym.

no.

Dodaj komentarz