R + Julia: Ekshumacja

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Romans na tle zombie apokalipsy? To już było, i to nawet w inteligentnym, dowcipnym wydaniu (zobaczcie koniecznie Zombieland i Wysyp żywych trupów). Koniec świata to przecież coś, co nawet największym patałachom i socjopatom da wreszcie bodziec do ogarnięcia swojego życia uczuciowego. Scenarzyści Warm Bodies postanowili podbić stawkę i w roli zadurzonego młodzieńca obsadzili zombie. Pomysł wydaje się nie tyle wystrzałowy, ile wstrząsający. Do dziś nie mogę wyjść z podziwu, że wziąwszy na warsztat taki temat, otrzymano film lekki i pełen humoru, a przy tym daleki od jakiejkolwiek kontrowersyjności.

Zombie apokalipsa odbyła się i zakończyła względnym sukcesem. Świat opanowany jest przez żywe trupy. Resztki ludzkości zamknęły się w wielkim grodzonym osiedlu. Jedynie grupy ochotników urządzają wypady w teren w poszukiwaniu życiodajnych zasobów - właśnie podczas takiej wyprawy dochodzi do spotkania złotowłosej Julie i zombie-przystojniaka, który pamięta jedynie, że jego imię zaczyna się na R. Dlaczego R czuje miętę do tej konkretnej dziewczyny? Wyjaśnienie jest dość okropne i poznacie je sami, grunt że w ostatecznym rozrachunku oboje lądują zamknięci na kilka dni w legowisku R. W takich warunkach nawet zombie potrafi zdziałać to i owo, by zdobyć serce ukochanej kobiety. Metaforycznie rzecz jasna.

Oczywiście trudno sobie wyobrazić, by bohaterem takiej historii mógł zostać klasyczny model zombie z Nocy żywych trupów, szybkobieżny agresor z 28 dni później lub dziwaczna hybryda z osławionej serii Resident Evil. Nie, w świecie R i Julie żywe trupy nie tyle tracą swoje człowieczeństwo, ile gdzieś je zapodziewają, wiodąc życie wypełnione głodem ludzkiego mięsa (tak, tak!), ale i nieokreśloną tęsknotą za światem żywych. Bywa, że nie wytrzymują presji i zamieniają się w nieumarłe drapieżniki zwane szkieletorami. Na ogół jednak są to stworzenia raczej melancholijne, o ile akurat nie są głodne. I małomówne - na szczęście R, nasz narrator, ma bogate życie wewnętrzne.

Całe to egzystencjalne cierpienie i męki związane z miłością do osoby, która zgodnie z obyczajem panującym w danym środowisku jest jadalna, są potraktowane w Warm Bodies dość nonszalancko. Bardzo słusznie zresztą, bo Zmierzch w wersji zombie nie miałby jakichkolwiek szans na sukces. Mamy raczej do czynienia z romantyczną komedią lekko tylko zaprawioną kinem grozy. No wiecie, on małomówny i z dołów społecznych, ona z dobrego domu i przebojowa, jej ojciec chce go zabić, jego przyjaciele chcą ją zjeść... Prawie wszystko po bożemu, oprawione w dobrą muzykę i ozdobione tłumem obdartych statystów.

Jeśli w Warm Bodies w ogóle pojawia się jakiś element transgresji, to raczej w przesłaniu, bo przecież zombie od dawna używane były jako metafora, a to żarłocznego kapitalizmu, a to różnorakich społecznych podziałów. Ostry podział na ludzi i żywe trupy ulega tu, po raz pierwszy chyba, zatarciu, dowodząc, że nie ma takiej granicy, której nie dałoby się przekroczyć za pomocą odrobiny pozytywnego podejścia. Samo w sobie to nic nowego, ale w odniesieniu do zombie brzmi to mimo wszystko jeśli nie świeżo, to w każdym razie dość rewolucyjnie.

Warm Bodies nie jest filmem odważnym, drapieżnym, naruszającym dobry smak w imię artystycznej wyrazistości. Przeciwnie, to niemądre, komercyjne kino dla wszystkich, w szczególności dla młodzieży, którego celem jest, że tak kolokwialnie pojadę, banan na twarzach widzów. Czy to źle? Nie. Dowodzą tego rozradowane chichoty na pokazie prasowym, które, mam nadzieję, znajdą odbicie w recenzjach. Mimo pewnych wad, do których należy różnorakiej jakości aktorstwo (panie i panowie, zombie też można zagrać mało wiarygodnie!) i kiepskie CGI, nie sposób nie docenić wdzięcznej autoironii i paru zręcznych odniesień do klasyki niższych i wyższych lotów. Wartość terapeutyczna gwarantowana - mówię to ja, która weszłam do kina powłócząc nogami, a wyszłam z powrotem człowiekiem. Czego i Wam życzę.

P.S. Nie mogę, po prostu nie mogę, używać polskiego tłumaczenia - Wiecznie żywy. WTF? Ani specjalnie wiecznie, ani specjalnie żywy, nie mogę się doszukać żadnej płaszczyzny porozumienia między treścią a tym zombie-tytułem. Bulwersujące jak, nie wątpię w to, wyniki rozdania tegorocznych Oscarów. ;)

Zwiastun:

Polskie tłumaczenia tytułów filmów często mnie irytują! :| Jak jeszcze jest to zrobione jakoś z sensem to ok, ale zazwyczaj to czysty marketing żeby się tylko sprzedawało. Sic!

Uhm. Co roku przyznajemy nagrodę dla najgłupszego tłumaczenia tytułu i zawsze jest pełno kandydatów. :)

Dodaj komentarz