Rudowłosy tlen

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Adaptacja awangardowej sztuki teatralnej? Jeśli to ma w ogóle działać, efektem musi być równie awangardowy film. Ale czy nie za bardzo? Publiczność Nowych Horyzontów uważa, że w sam raz.

Sądząc po dotychczasowym dorobku, Iwan Wyrypajew jest raczej dramaturgiem niż filmowcem. Pomimo że zrealizował już dwa filmy - debiutancką Euforię nominowaną do Złotego Lwa w Wenecji, oraz Tlen, oparty zresztą na jego własnej sztuce - nie należy się spodziewać, by miało się to zmienić. Być może właśnie dlatego z taką łatwością i wdziękiem porzucił tradycyjny sposób prowadzenia filmowej narracji na rzecz fragmentarycznej konstrukcji przypominającej hiphopowy koncept-album. Tlen rozpoczyna się od żywego zdjęcia dwojga wykonawców - Karoliny Gruszki i Aleksieja Filimonowa - wraz ze spisem utworów. I rzeczywiście podzielony jest na rozdziały przypominające teledyski, pełne nasyconych kolorowych zdjęć, dobrej muzyki elektronicznej i poetyckich rozważań, przypominających nieco wiersze Marcina Świetlickiego. Ten karkołomny pomysł sprawdza się znakomicie w tym, na czym wielu starych wyjadaczy połamało już sobie zęby - filmowej asymilacji tekstu teatralnego. Aktorzy, na scenie będący w centrum uwagi widza, tutaj przeniesieni zostają do studia nagraniowego, by komentować, kłócić się i snuć opowieści w symbiozie z dźwiękiem i obrazem.

Owe deklamacje, spory i opowieści, choć ubrane w proste słowa i jaskrawe metafory, dotyczą rzeczy na granicy metafizyki. Wychodząc od historii morderstwa popełnionego z miłości przez młodego chłopaka z prowincji, nawiązując do Biblii i wojny z terroryzmem, reżyser snuje rozważania o duchowej pustce współczesności i o dławiącym głodzie absolutu. Tytułowy tlen to symbol wszystkiego, co gdy raz poznane - staje się niezbędne do życia, tak jak niezbędna dla chłopca staje się rudowłosa piękność poznana w mieście. Jakby pod wpływem tej metafory większość obrazów towarzyszących tekstom ma tonację niebieską, choć ruda czupryna i kolorowe ubranie postaci kobiecej tworzą soczysty kontrapunkt.


Tlen to kino mocno niestandardowe, ale w dobrym znaczeniu. Trudno znaleźć jakąś oczywistą wadę, poza może jedną - natłokiem wrażeń. Szybkie tempo montażu i deklamacji tekstu (sam Wyrypajew sugerował dubbing - czytanie napisów wyświetlanych z taką szybkością to mordęga) nie tyle męczy, ile pozostawia widza w przekonaniu, że nie zdążył doświadczyć tego filmu w pełni. Można co prawda, jak zaleca zresztą reżyser, zostawić w spokoju znaczenie słów i zająć się ich rytmem, muzyką, odbiorem na poziomie czysto emocjonalnym. Jeśli chodzi o mnie, niestety tekst wydał mi się zbyt interesujący, bym mogła go sobie odpuścić. W efekcie po zakończeniu projekcji poczułam się tak, jakbym właśnie przeczytała w całości tomik poezji, oglądając przy tym MTV. Po pewnym czasie to wrażenie mija i można już we własnym, spokojnym tempie przemyśleć ten film i wyrazić dla niego uznanie.

Zwiastun:

Wszystko to prawda, a ja czekam na kinowe seanse, bo bardzo jestem ciekaw, jak odbiorę ten film po raz drugi. Mam wrażenie, że to dla tej produkcji ważny test: jeśli go przejdzie, to znaczy, że faktycznie jest to tak świetny twór, jak mi się wydało za pierwszym razem. Ale może też się okazać, że to numer na raz, że za drugim podejściem już tak nie rajcuje. W sumie to w takiej sytuacji aż strach do tego filmu ponownie podchodzić... ;)

Trochę strach, ale na pewno jest w tym filmie masa rzeczy, których się nie zdaży wyłapać od pierwszego rzutu. Obstawiam, że za drugim razem też się spodoba. :)

Ostatnio widziałem wywiad z Wyrypajewem przed emisją "Euforii" w Ale kino! i mówił, że właśnie chciał tekst potraktować jako "melodię" - starałem się wsłuchać w to, ale nie poczułem w Euforii żadnego nadzwyczajnego efektu dialogów, wydawały mi się zupełnie normalne.

Fajne podejście ma jeśli idzie o temat - stwierdził, że dla niego film ma być tylko pretekstem, żeby się pozastanawiać i pogadać co kto sobie myśli na dany temat (w wypadku Euforii na temat miłości, na którą ludzie nie są gotowi). Mogłoby być miło spotkać się z nim na pokazie.

W Tlenie melodyczność tekstu jest dodatkowo zaakcentowana przez konwencję hiphopową, dla mnie bardzo trafiony pomysł. Euforii nie widziałam, więc nie wiem, jak to wygląda w debiucie.

Stopklatka porozmawiała z Wyrypajewem po projekcji Tlenu na Nowych Horyzontach - http://www.stopklatka.pl/wydarzenia/wydarzenie.asp?wi=57216 Niestety wywiad koncentruje się głównie na pytaniach o różne zabiegi formalne, Trochę szkoda, ale też ciekawie posłuchać.

W Euforii dialogi nie pełnią jakiejś specjalnie istotnej funkcji, szczerze powiedziawszy to nawet nie pamiętałem, że jakieś były. Ten film jest bardziej malarski, oglądamy na ekranie piękne obrazy.

W Tlenie natomiast tekst odgrywa pierwszorzędną rolę i rzeczywiście ciężko za nim nadążyć. Dzięki temu, że trochę pamiętam rosyjski, było mi nieco łatwiej. Też chętnie obejrzę ten film ponownie, bo wiem, że dużej części tekstu nie wyłapałem - obraz jest też ładny i czasami koncentrowałem się bardziej na nim.

Co do szybkości napisów: nie wiem w sumie dlaczego, ale w ogóle mi nie przeszkadzały - może dlatego, że kiedyś niechcący kupiłam jakąś piracką kopię indyjskiego filmu "Deewaar", w którym napisy są dosłownie przez ułamek sekundy i to mnie przygotowało ;)

Trening oczu - zapamiętam i na drugi raz zastosuję, nawet jeśli będzie to ode mnie wymagało obejrzenia jakiejś bollywoodzkiej produkcji. ;)

Dodaj komentarz