Esme

napisała o Mission: Impossible - Ghost Protocol

Nieźle skręcony absurdalny film akcji, przeszkadzał mi tylko koleś z "Shaun of the Dead", bo nie dawałam rady traktować go poważnie. Sceny wspinaczki po wieży w Dubaju robią wrażenie, reszta mniej więcej jak zwykle. Bond i Batman spaliliby się z zazdrości, gdyby mogli zobaczyć te zabawki. Film jest z 2011, więc Hunt nie mógł jeszcze wiedzieć, że Renner to superagent Aaron Cross. Zastanawiam się, kiedy ten koleś dostanie wreszcie własną franczyzę, zamiast grać drugoplanowce lub firmować średnio udane kontynuacje cudzych.

Nie wiem, ale oby prędko, bo jestem od niego ciężko uzależniona. Oczywiście wolę, gdy gra w filmach pokroju "The Hurt Locker" czy "The Town", ale powoli zaczyna mi być wszystko jedno. Jako że wciąż nie odżałowałam faktu, iż kierując się zdrowym rozsądkiem, nie poszłam do kina na "Hansel and Gretel", wszystkie kolejne premiery kinowe będę zmuszona zaliczać profilaktycznie. I dlatego nie obraziłabym się, gdyby w grę wchodziły lepsze produkcje. No bo w końcu iluż nominacji oscarowych trzeba, żeby zaczęli człowieka traktować serio? :/

Najbliższe co widzę z jego udziałem to "Lowlife", które będzie miało premierę jakoś na jesieni. Do tego czasu trzeba będzie chyba wegetować na powtórkach "Avengers". "Hansel and Gretel" podobno niewarto.

Och, z pewnością. :) Tyle że ja i tak MUSZĘ. W nocy przewałkowałam "Ghost Protocol" , zaraz sobie zrobię powtórkę "Dziedzictwa...", "Avengersi" też czekają, a w międzyczasie kombinuję w kwestii filmów, których jeszcze nie widziałam. Mam kilku innych absolutnie ulubionych aktorów, lepszych niż Jer, którzy zachwycają mnie każdą kolejną kreacją i bez których nie wyobrażam sobie życia. Ale żaden z nich nie poprawia mi humoru ot tak, "byle czym" (że to wcale nie jest takie byle co, to najlepiej widać, gdy się postawi Jeremy'ego obok Toma Cruise but you know what I mean). No może Michael. Aczkolwiek w nieco inny sposób. :)