Esme

napisała o Victor Frankenstein

Był potencjał na twórczy gwałt na literaturze. I nawet jakby trochę się udało, ale chyba głównie dzięki dobrej chemii między odtwórcami głównych ról, którzy ewidentnie bawią się wyśmienicie. Szkoda Andrew Scotta, jego postać miała sporo uroku, niestety zabrakło pomysłu na jej wykorzystanie. I oczywiście jak tworzyć monstrum, to tylko po pijanemu. P.S. McAvoy potrafi mi sprzedać dowolnie przeszarżowaną rolę.