Ninja i jego tata

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Po sukcesie LEGO Batmana realizacja kolejnego filmu rozgrywającego się w świecie najsłynniejszych klocków świata była tylko kwestią czasu. Tym razem LEGO nie serwuje nam radosnego miksu wszystkich posiadanych przez siebie licencji. Film rozgrywa się w świecie Ninjago - dziwacznej wariacji na temat Dalekiego Wschodu, zamieszkiwanej m.in. przez szóstkę wojowników ninja i ich siwobrodego mistrza. Ta linia produktów zdążyła zdobyć sobie zagorzałych fanów wśród dzieci. Zresztą nowe zestawy, nawiązujące do filmu, czekają już na sklepowych półkach. Jak na reklamę klocków, LEGO Ninjago: Film to zdecydowanie majstersztyk. Jak na film, to już niekoniecznie.

Nie jest łatwo być synem superzłoczyńcy. Luke Skywalker przekonał się o tym dobitnie, wcześniej jednak zdołał przeżyć w miarę normalne dzieciństwo. 16-letni Lloyd Garmadon nie ma szans nawet i na to - wszyscy w Ninjago City wiedzą, kim jest jego stary. Porusza się więc po mieście w gęstej chmurze hejtu, a jeśli chodzi o ojca... no cóż, nie ma z nim wiele kontaktu. To jest owszem, z reguły zamieniają kilka słów, gdy Lord Garmadon po raz kolejny próbuje podbić miasto, a Lloyd jako zamaskowany Zielony Ninja występuje w jego obronie. Ale to jednak nie to, o co chodzi. Przełom w relacjach nastąpi dopiero wtedy, gdy nad Ninjago City nadciągną naprawdę ciemne chmury, a Lloyd wraz z pozostałymi ninja uda się do dżungli w poszukiwaniu ratunku.

Centralne miejsce w opowieści zajmuje zatem Zielony Ninja i jego rodzinne problemy. Daje to filmowi solidną oś fabularną, ale jednocześnie spycha na dalszy plan pozostałych członkow drużyny, o których widz dowiaduje się naprawdę niewiele. W wersji angielskiej charakter postaci podkreśla dodatkowo dubbing (np. za głos androida Zane'a odpowiada Zach Woods, wcielenie kujońskiej porządności, mistrza Wu odgrywa legenda kina akcji Jackie Chan), w polskiej ta możliwość nie został wykorzystana w podobnym stopniu. Można oczywiście domyślać się, że dziecięcia widownia, wyszkolona na serialu Ninjago: Mistrzowie Spinjitzu doskonale zna swoich bohaterów i nie będzie miała z tym problemu. Ale nawet jej twórcy usuwają grunt spod nóg, zmieniając ninjom wygląd i/lub temperament, i nie zachowując fabularnej ciągłości z serialem. Skutki dają się odczuć - ten zespół wydaje się zupełnie nowy, jakby nie dotarty, jego wewnętrzna dynamika jest jedynie z grubsza naszkicowana. Odnosi się wręcz wrażenie, że pozostali członkowie drużyny to zbędny balast i że bez nich film znacznie zyskałby na dynamice.


Ninago to nie tylko opowieść o drużynie, która nie jest opowieścią o drużynie, ale też film o sztukach walki, który nie jest filmem o sztukach walki. Oczywiście ninja mają odpowiednie stroje, ale polegają głównie na machinach wojennych, a gdy one ulegają zniszczeniu - stają się bezradni i fajtłapowaci. Późniejszy rozwój ich umiejętności to efekt nagłego zwrotu akcji. Dobrą tradycją kina kopanego jest podkreślanie wartości treningu, dyscypliny i świadomego dążenia do doskonałości. Te wątki pojawiały się od czasu do czasu w serialu, film jednak wyraźnie traktuje je co najwyżej jako okazję do zgrywy, tracąc - w moim odczuciu - dobrą okazję do pogłębienia przedstawionego przez siebie świata.

Oczywiście z Batmanem sprawa była dużo prostsza - Mroczny Rycerz to ikona popkultury i wszyscy mniej więcej znają jego podstawową mitologię. Mając ustaloną już w LEGO przygodzie licencję na dośmieszanie, można sobie spokojnie pozwolić na ekstrawaganckie pomysły w rodzaju obdarzenia go zamiłowaniem do rapu. Można też zaplusować u bardziej hardkorowych fanów za pomocą odniesień do innych tekstów kultury. Nowy film o słabo znanych postaciach musi jednak zaprezentować przynajmniej pozornie spójną wizję świata, w którym się rozgrywa. Twórcy Ninjago: Filmu mają z tym trudności, stąd ogólne uczucie lekkiego rozklekotania. Jest to tym bardziej dziwne, że tę robotę wykonano już za nich w serialu, wystarczyło jedynie wydestylować nieco esencji.

Te wady rekompensują nieco znaki firmowe wszystkich fabuł LEGO - ironiczny humor i spektakularne, klockowe sceny akcji. Pierwsza połowa filmu obfituje w rozbrajające sceny bitew, zrealizowane z przymrużeniem oka i pełne ekstatycznej rozwałki, a także emocjonujące pojedynki jeden na jednego. Nie zabraknie też wzruszeń, bo emocjonalny rdzeń LEGO Ninjago to właściwie samograj. Dzieci z pewnością docenią podjęty przez scenarzystów temat relacji z rodzicami, zwłaszcza na linii syn-ojciec, choć po prawdzie wiek nastoletni (przypominam, że Lloyd ma 16 lat) to raczej czas intensywnego zrywania tych więzi. Gdzieś w tle majaczy również przesłanie o technologii jako komfortowym erzatzu prawdziwego życia, który trzeba odrzucić, by naprawdę poznać samego siebie i świat naokoło. Nie sądzę, by ten LEGO film skłonił któregokolwiek z widzów do wyrzucenia tabletu. Ale jeśli któryś w chłopców na widowni zrezygnuje z niego na jeden wieczór, by ułożyć z tatą któryś z zestawów Ninjago, jego misja będzie zapewne wypełniona.

Zwiastun:

super film

Dodaj komentarz