Operacja Argo

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Ben Affleck, powszechnie znany raczej z kariery aktorskiej, ma już jednego Oscara. Za scenariusz. Najwyraźniej jednak pragnie drugiego - za reżyserię - i niewykluczone, że tym razem mu się uda. W swoim trzecim filmie nie tylko zamienił historię wyprowadzenia szóstki amerykańskich zakładników z Iranu w buzujący napięciem thriller. Udało mu się przy tym zachować polityczną neutralność, a także... pokazać talent satyryka.

Wszystkim Amerykanom, którzy już zapomnieli, dlaczego Irańczycy tak ich nie lubią, Affleck na wstępie przedstawia mały historyczny skrót, obejmujący osadzenie na tronie szacha Pahlawiego i wybuch rewolucji. Stany nie tylko dały Pahlawiemu władzę nad krajem. Wspierały też aktywnie jego reżim, a po rewolucji udzieliły mu azylu. Atak na ambasadę USA w Teheranie, w czasie którego rozjuszony tłum pojmał pracujący tam personel, był więc jedynie kwestią czasu. Sześciu pracownikom udało się jednak uciec i znaleźć schronienie w domu kanadyjskiego ambasadora. Opracowana przez CIA operacja Argo miała zapewnić tej grupce powrót do domu pod przykrywką... realizacji filmu SF.

Słowem, idealny materiał na scenariusz. Jedynym problemem jest to, że wynik akcji jest raczej z góry znany, więc każdy kolejny skręt fabuły musi mimo wszystko zmierzać do przewidzianego końca. Film trzyma jednak widza w napięciu, w dużej mierze dzięki paru brawurowo zmontowanym scenom i... podświadomemu poczuciu, że to nie ma prawa się udać. To prawda, operacja jest przygotowana całkiem nieźle. Wstępna faza produkcji filmu pod tytułem "Argo" została rozpoczęta. Paszporty są gotowe. Najlepszy "wyprowadzacz", jakim dysponuje CIA (brodaty i wąsaty Affleck), właśnie pakuje walizki na lot do Teheranu. A jednak wciąż trudno nie pokiwać głową, gdy jeden z bohaterów mówi, że widział już misje samobójcze z większymi szansami na sukces.

Rozkoszne, nerwowe chwile spędzone w kinowym fotelu to jedno, lecz prawdziwymi perełkami, i pikantną przyprawą, są sceny związane z Hollywood. Chodzi nie tylko o wspaniałego Johna Goodmana, grającego tu charakteryzatora, który zapewnił agentowi CIA wejście do filmowego światka. I nie tylko o Alana Arkina, z widoczną satysfakcją zgrywającego się ze wszystkich szczwanych, bezczelnych (i żydowskich) producentów. Te fragmenty, w niezupełnie prostym zwierciadle ukazujące filmowe środowisko, są zabawne, ale też nasycone osobliwą mieszanką surrealistycznej sympatii i równie surrealistycznej nienawiści. Dają one "Operacji Argo" serce, dzięki któremu nie staje się ona wyłącznie satysfakcjonującym, ale dającym się szybko zapomnieć thrillerem. W dodatku takim, który za późno się kończy, bo gdy pełna napięcia akcja mija, trzeba jeszcze przesiedzieć domykanie fabularnych wątków.

Oczywiście można się zastanawiać, czy przedstawienie Irańczyków jako dyszących nienawiścią do USA fundamentalistów jest w obecnej napiętej atmosferze najlepszym pomysłem. Jednak Affleck dokłada wszelkich starań by, dystansując się od kwestii religijnych, przedstawić źródła konfliktu i uświadomić widzom, że gniew tego narodu, który zaowocował dramatycznym kryzysem, jest uzasadniony. "Operacja Argo" była projektem o wysokim ryzyku zamienienia się w proamerykańską agitkę. Tak się, na szczęście nie stało. Z drugiej strony, być może filmowi brakuje tej głębi, którą ktoś, jeśli chciał, mógł znaleźć w "Monachium" - było tu o nią jednak po prostu trudno. Ratowanie zakładników jest zawsze zadaniem moralnie słusznym, brak tu miejsca na interesujące dwuznaczności i główny bohater po prostu musi być bohaterski jak cholera. Jeśli zaś ktoś idzie do kina wyłącznie z myślą o rozrywce - to mogę mu zagwarantować, że przez większą część z tych dwóch godzin będzie ją miał zapewnioną.

Zwiastun:

Znając mazurQ'owego farta, w moim kinie tego nie zagrają ;)

Dodaj komentarz